Obudziłyśmy się gdzieś koło 8-9 w przydrożnym hotelu pośrodku niczego w Ash Fork, Arizona ok 1h 20 minut od Wielkiego Kanionu. Szybkie ogarnianko i już w drodze. Pierwsze co - śniadanie! Znalazłyśmy jedno z dwóch dostępnych miejsc w tej małej wiosce i spontanicznie pojechałyśmy na miejsce. WOW! Prawdziwy dziki zachód (praktycznie to samo, co w Teksasie:) ).
W środku wszystko wyglądało jak na amerykańskich filmach :)
Co najlepsze, po restauracji chodziła Pani z dzbankiem i dolewała każdemu kawę. ZA DARMO!
Po śniadaniu, w drogę! Dosłownie pół godziny od Wielkiego Kanionu (wjazd południowy) znalazłyśmy super miejsce campingowe - sami zobaczcie.
Po szybkich kilku zdjęciach wsiadłyśmy do auta i zmierzałyśmy już do Wielkiego Kanionu - było wtedy bardzo zimno i wietrznie. Temperatura byla nie wyższa niż 10 stopni jak dobrze pamiętam.
Było baaardzo zimno. W kanionie spędziłyśmy może ze 3 godziny, a później jechałyśmy w stronę Parku Zion i po drodzę zatrzymałyśmy się, żeby zobaczyć Horseshoe Bend, ale jak dojechałyśmy to taaaaaak lałoooo, że nie dało się nawet dobrego zdjęcia zrobić. :(
Na dwóch powyższych zdjęciach można dojrzeć krople deszczu na moich włosach, spodniach i poncho :D
Szybkie fotki, później pojechałyśmy do Page, AZ do McDonald's na jedzonko i tam spotkałyśmy dwa polskie małżeństwa, które przyleciało z Kanady na wakacje i robili wędrówki po Havasu Falls. Do Parku Zion również dojechałyśmy późno w nocy (jak zwykle) i miałyśmy nocleg u pracowników parku, którzy udzielili nam mnóstwo rad i wskazówek dotyczących zwiedzania parku. Ale o tym w następnym poście :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz